HiFi-Man Ananda | Test & Recenzja

Filip Kniewski
3.7
Ocena końcowa

Co powiecie na recenzję „audiofilskiego” odpowiednika twardych narkotyków? Słuchawek o dźwięku, wokół którego krążą legendy, wyprodukowanych przez firmę, której produkty znane są z rozpadania się w rękach? Zapraszam na recenzję HiFi-Man Ananda, których używałem codziennie przez przeszło osiem miesięcy. Miłej lektury!

Opakowanie i jego zawartość

Podczas otwierania pudełka kryjącego słuchawki mamy wrażenie obcowania ze sprzętem klasy premium. Gdy zsuniemy obwolutę, naszym oczom ukaże się kuferek pokryty czymś, co wyglądem przypomina skórę. W jego środku znajdziemy słuchawki leżące na materiale podobnym do jedwabiu (zapewne jest to coś sztucznego, ale wygląda ładnie), pod pianką natomiast znajdują się kable, które mogę porównać co najwyżej do rury od kibla. Zarówno ich sztywność, jak i nieprzyjemne uczucie w dotyku wprawiają człowieka w osłupienie.

Jakość wykonania i komfort użytkowania

HiFi-Man Ananda wykonane są… specyficznie. Na pierwszy rzut oka widać, że połowa plastików jest lekko przesunięta względem siebie. Nie na tyle dużo, żeby prosić o reklamację, ale na tyle dużo, aby denerwować. Z drugiej strony same słuchawki wydają się solidne i ich wykonanie nie wskazuje na renomę, którą posiada firma HiFi-Man. Taki trochę ruski traktor, niby znane z tego że śrubka nie pasuje do otworu, a każdy zna kogoś, kto zna kogoś, czyj dziadek jeździ Władimircem od 40 lat i tylko opony zmieniał. Tego samego porównania nie mogę użyć jeśli chodzi o wygodę, która jest mistrzowska, ale tylko dla ludzi z dużą głową. Szeroki pasek w połączeniu z dużymi nausznikami daje rozłożenie masy lepsze nawet od Sennheiser HD 599 lub HD 600. Są dwa minusy takiego rozwiązania. Jeden to fakt, że jakakolwiek fryzura oglądana z boku zmienia się w kwadrat, a drugi minus ma miejsce tylko w przypadku małych głów, bo będą się w nich czuły jak pięciolatek w normalnych słuchawkach.

Brzmienie

HiFi-Man Ananda w sanskrycie oznacza „błogość”. Nie wiem jak wam, ale mi błogość kojarzy się albo z leżeniem na leżaku w lesie w środku lata, albo z odurzeniem się (znaczy kolega mi to tak opisywał). Pierwsze pytanie wstępu wskazuje na ten drugi stan, co dobrze odzwierciedla charakter brzmienia HiFi-Man Ananda. Do 300 Hz są bliskie idealnemu neutralowi, od którego odchodzi mały spadek w sub-bass oraz drobny skok w 70-80 Hz, a z cyferkowego na nasze oznacza to, że bas będzie głęboki i uderzający, ale będzie wycofany względem środka oraz góry. Drobna górka w 600 Hz jest na tyle duża, żeby wokale wgniatały w fotel, ale na tyle mała, aby nie powodować wrażenia śpiewania do pudła. Pomijając to podbicie, środek jest możliwie neutralny. Górna część pasma jest tym, co wyróżnia Anandy i powoduje podział na dwa skrajne obozy. Spadek 1-2.5 kHz daje wrażenie słuchawek wycofanych, przez co dla niektórych zwyczajnie nudnych, a dla mnie nadaje dźwiękowi wyrafinowanie. Osoby obeznane w radosnych kreseczkach (wykresach) mogą się obawiać braku detali, ale spokojnie, czas na podbicie góry zaczynające się w 3 kHz, a (według pomiarów z Reference Audio Analyzer) kończące się na 40 kHz (nie żeby człowiek był w stanie to usłyszeć, ale jest czym się chwalić). Dzięki temu detale są na swoim miejscu. Można nawet powiedzieć, że pojawiają się „detale detali” oraz dźwięk jest żywy i skoczny. Niestety, jak dobrze wiemy, każdy kij ma dwa końce. Kiedy podziwiasz ten pierwszy, to utwór zmienia się na masterowany pod konsumenckie, ciemne słuchawki, więc ten drugi rozpędza się, aby walnąć Cię w łeb z siłą Pudziana. Tutaj też wychodzi porównanie do używek. Wszystko jest fajnie, dopóki się nie przesadzi, bo wtedy słyszy się rzeczy, które przerażają i dosłownie drapią w uszy (info od kolegi, tak tego samego). Osobiście to lubię (podbitą górę, nie przedawkowanie), ale ja jestem dziwny, więc przyzwoitość nakazuje mi uwzględnienie osób, które nie lubią doświadczać bliskiej śmierci podczas słuchania metalu.

Ocena końcowa

Jestem trochę rozdarty, bo najchętniej wystawiłbym tym słuchawkom wyśmienitą opinię, zaczął z nimi flirtować, skoczył na randkę a reszta byłaby już historią. Problem polega na tym, że pomimo setek osób o podobnych doświadczeniach, nie jestem w stanie nazwać ich blind-buy’em w tym budżecie. Jeżeli macie tyle kasy na słuchawki, to zdecydowanie dajcie im szansę. Nie ważne jakie macie upodobania dźwiękowe, to warto spróbować i mówię to jako ex-basofil. Nie gwarantuję, że wam się spodobają, ale to jest jedna z tych par, które trzeba posłuchać.

Ocena końcowa
3.7
Jakość wykonania 3.5
Komfort użytkowania 4
Brzmienie 3.5
Udostępnij ten artykuł
Jestem Filip, audio interesuję się od 3 lat, a od roku w wolnych chwilach krzyczę na ludzi, którzy lubią bas w słuchawkach. Znaczy na nieznajomych od roku, znajomi męczą się dłużej.
1 Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *