Coś tam, coś tam – JBL. Coś tam, coś tam – Harman International. Coś tam, coś tam – Sean Olive. To skoro początek mamy już za sobą, czas przedstawić głównego zainteresowanego, a więc model JBL Tune 720BT. Jest tym dla Tune 710BT, czym Tune 770NC są dla 760NC, co – uwzględniając genialną jakość poprzednika – oznacza, że możemy umieścić Tune 720BT na szczycie listy polecanych słuchawek i się rozejść… Prawda?
Opakowanie i zawartość
JBL Tune 720BT zapakowane są w minimalistyczny sposób. Tak jak w większości produktów Harman International kabel analogowy od strony słuchawek zwieńczony jest złączem o średnicy 2,5 mm, co oznacza jego gorszą wytrzymałość mechaniczną. Wspomniane kabel oraz przewód USB-C to wszystkie akcesoria towarzyszące słuchawkom. Dalej nie uświadczymy nawet woreczka, który mógłby uzasadnić podwyższenie ceny.
Jakość wykonania i wygoda
Nie jest to sprzęt, który powala swoim wykonaniem, ale wytrzyma codzienne zawieruchy bez większych problemów. Jedyny element, co do którego mógłbym się czepiać z perspektywy wytrzymałości, to błyszczące plastiki przy zawiasach muszli, które lubią zbierać rysy. Dużo więcej mam do powiedzenia o wygodzie. Słuchawki są lekkie i żaden z gąbkowych elementów nie wywiera punktowego nacisku. Niestety, w muszli na naszą małżowinę czyha korytko na kabel od mikrofonu odpowiedzialnego za korektę ANC. Problem polega na tym, że sprzęt ten nie posiada ANC, a – co za tym idzie – mikrofonu wewnątrz muszli. Osłona przetwornika, której częścią jest korytko, posiada nawet oznaczenie modelu Tune 720BT. Co tam robi to korytko? Na kretyńskie ułożenie narzekałem już przy okazji recenzji modelu z ANC, a tutaj czepiam się nadmiernego cięcia kosztów.



Aplikacja, gesty i bateria
Podobnie jak w przypadku 770NC, również JBL Tune 720BT mają skrajnie okrojoną wersję aplikacji JBL Headphones. Oferuje ona dobry equalizer i parę funkcji obiecujących rewolucję brzmienia, oczywiście pozostawienie ich na „off” daje najlepszy efekt. Obsługa z poziomu słuchawek odbywa się za pomocą dużych przycisków umieszczonych na prawej muszli. Jest to bardzo wygodna forma obsługi, która nie powinna sprawiać problemów po krótkim zapoznaniu się.
Słuchawki używane były około 30 godzin i przez ten czas naładowanie spadło do okolic 50%, co mniej więcej zgadza się z zapewnieniami producenta, mówiącymi o 76 godzinach na jednym naładowaniu.
Brzmienie
NOSZ… Co tu się wydarzyło pozostanie tajemnicą znaną jedynie najbardziej nietrzeźwym pracownikom działu R&D firmy JBL. Regres, jaki nastąpił między generacjami, jest trudny do zrozumienia. 710 to praktycznie Harman. JBL Tune 720BT zaś z pewnością grają krzywą. Jaką? Nie wiem, ale jakąś na pewno. Oczywiście dalej występuje tutaj paskudna niestabilność brzmienia znana z całej wokółusznej serii Tune, ale tym razem nie jest aż takim problemem, bo tutaj wyjściowo nie ma nic wartego uwagi. Zarówno dół, jak i góra, mogłyby się obronić, gdyby nie środek pasma, który posiada wzgórze ciągnące się między 300 a 800 Hz i jest otoczone przez spadki w 150 oraz 1000 Hz. W dodatku góra pasma zaburzona jest przez znaczący spadek w 5000 Hz. Podsumowując całe brzmienie, dostajemy zniekształcone wokal i instrumenty strunowe, brak detali oraz mierny bas. Nie dowierzając temu, co widziałem, poprosiłem JBL o dosłanie jeszcze jednego egzemplarza i muszę przyznać, że kontrola jakości stoi u nich na najwyższym poziomie.

Teraz czas na odrobinę płaczu przez łzy. JBL Tune 720BT w formie pasywnej mierzą się praktycznie identycznie jak Tune 770NC. Nie jest to wybitne brzmienie, ale oznacza to, że przekopiowanie ustawień DSP z modelu wyposażonego w ANC oznaczałoby wielokrotnie lepsze wyniki po Bluetooth w porównaniu do tego, co możemy uświadczyć w recenzowanym modelu.

Podsumowanie
Los JBL Tune 720BT pasuje do historii opowiedzianej w serialu o pewnym koniu. Z jednego z najlepszych na rynku stał się odpadem godnym bazaru. Wykonanie dalej jest wystarczające, wygoda jest znośna, ale bezsensowne cięcie kosztów i głupie decyzje po stronie osób ustawiających DSP spowodowały, że najtańsze wokółuszne słuchawki bezprzewodowe firmy JBL nie są warte wymaganych pieniędzy. Dużo chętniej kupiłbym o 100 złotych tańsze Creative Zen Hybrid, które co prawda również są dalekie od wybitnego brzmienia, ale rekompensują to ich wygoda i sensownie działające ANC, brak błyszczącego plastiku oraz obecność woreczka. Nie jestem zły, jestem po prostu zawiedziony.
Dziękujemy firmie JBL za dostarczenie produktu do recenzji.