Nothing Ear (1) ANC - obrazek wyróżniający

Test Nothing Ear (1) ANC – AirPods Pro dla użytkowników Androida!

Damian Gola
Nothing Ear (1) ANC - obrazek wyróżniający
3.5
Ocena końcowa

Coraz częściej możemy usłyszeć frazę „Nothing” w społecznościach. Carl Pei, który jest byłym współzałożycielem firmy OnePlus, postanowił podbić rynek smartfonów, oferując produkt, który można klasyfikować jako „superśredniak” – Nothing Phone (1). Nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że to drugi produkt, który stylistyką mocno nawiązuje do produktów znanych bardzo dobrze w Kalifornii pod szyldem Apple. Phone (1) posiada podobnie jak iPhone bezramkowy front (pomijając Notch), płaskie ramki oraz układ aparatów znany ze starszych modeli X oraz XS.

Wspomniałem wcześniej, że jest to drugi produkt nawiązujący do Apple, prawda? Tak, ponad rok temu firma zadebiutowała na rynku ze słuchawkami True Wireless — Nothing Ear (1) ANC (swoją drogą dziwne, że Carl Pei postanowił wejść na rynek z nową marką zaczynając od słuchawek TWS). Głównie za sprawą białego modelu recenzowane dzisiaj słuchawki mocno nawiązują do AirPods Pro, oprócz białego plastiku (który przypomina ten właśnie stosowany w Apple) stylistyka słuchawki mocno nawiązuje do produktu producenta z Cupertino. Nasuwa się zatem pytanie, czy Nothing Ear (1) ANC są równie dobre, jak pierwowzór?

Opakowanie i zawartość

Nothing Ear (1) przychodzą do nas w dość ciekawym stylu. W górnej części wierzchniego kartonu znajduje się czerwony indykator informujący nas o nietypowym sposobie rozpakowywania urządzenia. Widzimy tutaj kolejne nawiązanie do produktów Apple, gdyż fabryczne plomby również przy otwieraniu sprawiają uczucie otwierania produktu „premium”. Jednak tutaj jest koniec plusów, gdyż w razie sprzedaży produktu bądź potrzeby oddania go na gwarancję, nie będziemy w stanie dostarczyć kartonu w idealnym stanie ze względu na ten wyrwany kawałek (w wypadku Apple są to tylko i wyłącznie plomby zabezpieczające, które nie ingerują w pudełko).

Nothing Ear (1) ANC - Opakowanie, front

Front opakowania przedstawia ogromną grafikę wkładki (czerwony indykator sugeruje, iż jest to prawa słuchawka), której część stem’a znajduje się również na spodzie pudełka. Oprócz tego producent informuje nas o nazwie produktu, modelu oraz o jego typie.

Nothing Ear (1) ANC - Opakowanie, spód

Z prawej strony nie ma kompletnie nic – po prostu czarna tektura.

Nothing Ear (1) ANC - Opakowanie, prawy bok

Z tyłu opakowania znajdziemy po raz kolejny nazwę produktu, oprócz którego dostajemy podstawowe informacje dot. specyfikacji case’a (takie jak pojemność i parametry ładowania) oraz dane dot. firmy wraz z małym zobrazowaniem kształtu naszych pchełek.

Nothing Ear (1) ANC - Opakowanie, tył

Z lewej strony natomiast widnieją dwa kody kreskowe, nr.: EAN oraz informacja o kolorze produktu.

Nothing Ear (1) ANC - Opakowanie, lewy bok

Po zdjęciu kartonu naszym oczom ukazuje się pudełko, tym razem całe w kolorze srebrnym. Zdjęcie wieczka ukazuje Nothing Ear (1), które możemy wyciągnąć w iście Apple’owskim stylu – pociągając za kawałek plomby. Etui znajduje się w wytłoczonym kartonie, a po jego zdjęciu naszym oczom ukazują się kolejne 2 skrywające USB-C oraz wymienne Tipsy – rozmiar S oraz L. W centrum znajdują się instrukcje, które schowane w specjalnym kartoniku – wygląda znajomo?

Nothing Ear (1) ANC - Opakowanie, pudełko
Nothing Ear (1) ANC - Opakowanie, wnętrze
Nothing Ear (1) ANC - Opakowanie i pudełko
Nothing Ear (1) ANC - Opakowanie, Akcesoria - przewód
Nothing Ear (1) ANC - Opakowanie, Akcesoria - wymienne wkładki
Nothing Ear (1) ANC - Opakowanie, zawartość

Wygląd

Na dobry początek warto powiedzieć, że prawie każdy z elementów produktu posiada specjalnie stworzoną na potrzeby firmy Nothing Technology czcionkę, która… może być przyjemna bądź mocno nieczytelna – jest to ciekawe wyróżnienie firmy. Wszelkie napisy, logo producenta czy nazwy modelu są napisane tą czcionką.

Nothing Ear (1) mocno nawiązują do AirPods’ów Pro. Sam kształt słuchawki już na pierwszy rzut oka przedstawia podobieństwo względem produktu Apple. Podobna konstrukcja głównej części oraz miejsce, z którego wychodzi stem. Ten jednak nie jest tak zaoblony, jak u konkurenta i posiada nieco inną konstrukcję, bo przede wszystkim jest krótszy oraz transparentny (jesteśmy w stanie zobaczyć elektronikę w środku). Z zewnątrz widnieją dwie kartki, które zasłaniają pierwsze dwa zestawy mikrofonów (trzeci jest ukryty w głównej części słuchawki). Między nimi znajduje się informacja o modelu słuchawek oraz panel dotykowy. Pod górną kratką znajduje się identyfikacja słuchawki – Biały wskazuje lewą zaś Czerwony prawą słuchawkę. Od wewnętrznej strony możemy dostrzec dwa piny odpowiadające za ładowanie słuchawek oraz magnes, który trzyma wkładkę w etui na miejscu.

Nothing Ear (1) u boku Apple Airpods Pro

Etui od Nothing Ear (1) jest kwadratem o zaoblonych rogach i również jak konstrukcja wkładek – jest transparentne. Wieczko Etui posiada w prawej dolnej części wklęsły okrąg, który identyfikuje miejsce jego otwarcia. Pod okręgiem znajduje się magnes trzymający całą klapkę. Jest on na tyle mocny, aby nie można było otworzyć pudełka jedną ręką (znaczy – można, ale trzeba się pogimnastykować). Również można wspomnieć, iż magnes znajdujący się w zawiasie oraz dwa małe odpowiadające za trzymanie wkładek w środku są dosyć mocne – słuchawki nie są w stanie same z siebie wypaść, a klapka sama z siebie się nie zamknie. Słuchawki w środku mają wytłoczone miejsce, które znajduje się dookoła czarnej nietransparentnej części Case’a (ta część posiada w sobie elektronikę, baterię oraz port USB-C). Warto dodać, że etui ma specjalną nazwę – Ear (Case) (w lewym górnym rogu jesteśmy w stanie ją dostrzec) oraz posiada diodę informującą o stanie naładowania pudełka, która znajduje się nad magnesem wieczka.

Nothing Ear (1) - etui
Nothing Ear (1) - etui u boku AirPods Pro

Jakość wykonania

Etui Nothing Ear (1) jest wykonane z plastiku, które w pierwszych edycjach (głównie mowa o modelu białym, gdyż model czarny przychodzi do nas już w zaktualizowanej wersji) nie było pokryte folią ochronną i w szybkim tempie potrafiło stać się kompletnie matowe (szczególna wada koloru białego). Jako iż jest to plastik to pomimo iż nie wygląda on na pierwszy – lepszy wykorzystywany w elektronice tak niestety nie jest wolny od wad i kilkukrotne włożenie i wyciągnięcie etui z kieszeni ukazuje ryski na zaoblonych krawędziach – z czasem będzie ich coraz więcej. Wspomniana wcześniej folia skutecznie stara się chronić nasz Case, aby ten nie zarysował się tak szybko. Problemem jednak są boki, które już tą folią nie są pokryte – mikro rys po prawie roku używania jest cała masa. Również od spodu folia stała się matowa na rogach (chociaż nie jestem pewien czy jest to folia, czy sam Case).

Nothing Ear (1) natomiast to inna para kaloszy – są wykonane z tego samego transparentnego plastiku, który nie pokazuje problemów etui (chociaż zapewne wkładając i wyciągając je z kieszeni bez pudełka, również by owe problemy miały). Spasowanie elementów w tym wypadku jest tip-top. Minusem jest natomiast lekka szpara między głównym korpusem a stem’em słuchawki, gdyż kurz oraz zabrudzenia w tym miejscu są ciężkie do wyczyszczenia. Tipsy możemy zaliczyć również na lekki minus, gdyż mogą się one obracać wokół własnej osi (co raczej nie powinno mieć miejsca i mnie zdziwiła ta funkcja). Dodatkowo można wspomnieć o certyfikacie wodoszczelności IPX4, którego nie miałem okazji sprawdzić (ale miejmy nadzieję, że działa poprawnie).

Wygoda

Ta kwestia akurat różni względem pierwowzoru, gdyż stem w Nothing Ear (1) jest zdecydowanie mniejszy niż w AirPods’ach oraz jest on nieco bardziej oddalony – przy korzystaniu ze słuchawek nie przeszkadza w żadnym stopniu, nie podrażnia skóry oraz nie powoduje dyskomfortu, co jakiś okres zahaczając o nią, czy o zarost. Odnośnie do głównej części, którą umieszczamy w kanale słuchowym, jak i osadzamy na małżowinie usznej, to osobiście nie miałem z nią problemów, jednak jest ona bardzo podobna do tej spotykanej właśnie u Apple – więc jeżeli ktoś miał problem z wygodą w AirPods’ach to możliwe, że będzie i tutaj miał ten sam problem. Ja nie odczułem wielkiej różnicy względem droższego modelu i czułem się komfortowo korzystając z Nothingów i droższego pierwowzoru. Dodatkowo wkładki są lekkie, więc praktycznie nie czuć ich w uszach. Natomiast tips’y… mogły być wykonane z nieco innego materiału, gdyż często musiałem jeszcze raz wkładać lewą słuchawkę (problem z dopasowaniem tipsu, który na dodatek obraca się wokół własnej osi i często kolidował z moim uchem. Inne słuchawki nie miały tego problemu). Co ciekawe – Biały model różni się materiałem tips’ów względem omawianego dzisiaj czarnego.

Gesty Nothing Ear (1) są na medal. Po zaznajomieniu z nimi i przyzwyczajeniu do ich czułości nie miałem żadnych problemów ze zmianą piosenek, aktywacją trybu ANC bądź Transparency czy zmianą głośności – wszystko przebiegało płynnie i bez większych problemów, bez uwagi na to, czy było letnie popołudnie, czy padał jesienny deszcz. Jedyny malutki mankament to opóźnienie, ale tutaj nie ma jeszcze takiej tragedii. Niektóre osoby jednak skarżą się na za dużą czułość paneli dotykowych – potrafili włosami przypadkiem zmienić piosenkę bądź zmienić głośność.

Aplikacja

Nothing Ear (1) - software, panel główny
Nothing Ear (1) - software, logowanie
Nothing Ear (1) - software, ustawienia aplikacji

Producent postawił również na nową aplikację. „ear 1” po premierze nowych słuchawek została przemianowana na „Nothing X” i pomimo wizualnej aktualizacji ta dalej jest dosyć podstawowa. Pozwala ona sprawdzić stan naładowania słuchawek oraz etui, zmienić niektóre gesty oraz skorzystać z bardzo ubogiego korektora – ten posiada tylko 4 tryby: Balanced, More Bass, More Treble oraz Voice. Więcej posiada korektor wbudowany w iOS, ale cóż można rzec – Carl Pei jeszcze nie jedno ma do nadrobienia w kwestii aplikacji. Dodatkowo z jej poziomu możemy zaktualizować firmware słuchawek oraz zmienić opóźnienie (do wyboru mamy Low Latency oraz Normal Latency Mode).

Nothing Ear (1) - software, panel korektora
Nothing Ear (1) - software, panel gestów
Nothing Ear (1) - software, panel redukcji hałasu

Bateria

Na dużego plusa zasługuje możliwość bezprzewodowego ładowania etui. Bateria Nothing Ear (1) zarówno w case, jak i w słuchawkach, zasługuje na pochwałę. Z etui jesteśmy w stanie słuchać muzyki do 34 godzin. Osobiście miałem wrażenie, że bardziej to się trzyma okolic 30 h, ale ja zazwyczaj korzystałem z włączonego ANC lub Transparency. Natomiast same wkładki – tutaj widać efekt pracy firmy i aktualizacji bowiem byłem w stanie osiągnąć nieco lepszy czas pracy, niż zadeklarował producent. Na słuchaniu muzyki na spokojnie ok. 5 h z włączonym ANC byłem w stanie wyciągnąć z wkładek. W kwestii rozmów – tutaj jedna słuchawka zawsze rozładowuje się szybciej od drugiej (bodajże lewa słuchawka) – około 10~15%. To zapewne kwestia tego, że tylko jedna wkładka w danym momencie korzysta z mikrofonów.

Mikrofon

Mikrofony w Nothing Ear (1) działają dobrze, a raz jest lekka kraksa. Rozmowę rozpoczynamy z trybem, który był aktywowany przed połączeniem, a w trakcie rozmowy nie jesteśmy w stanie go zmienić (aplikacja nie wyszukuje słuchawek, gdy jesteśmy w trakcie rozmowy) co… jest dziwne, bo powinniśmy mieć bezproblemowy do tego dostęp. Włączony tryb ANC lub Transparency oprócz większego zużycia baterii powodował w niektórych momentach problemy z jakością dźwięku i czasami musiałem powtarzać wypowiedziane zdania. Dziwną rzeczą jest to, że ekipa z Nothing nic sobie z tego nie robi, bo słuchawki posiadam ponad pół roku i dalej nie widać efektów aktualizacji, a tych (czy to firmware’u, czy software’u) było naprawdę sporo (wg. oficjalnych informacji sam firmware to 15 aktualizacji od momentu wydania produktu). W kwestii normalnego ich działania (tryb pasywny) to rozmówca nie miał problemów ze zrozumieniem przekazywanych informacji nawet w komunikacji miejskiej czy na mieście. Mikrofony na spokojnie sobie radzą z tego typu niechcianymi dźwiękami – nie zdarzyło mi się, abym musiał powtórzyć wypowiadaną kwestię. Widać, że zastosowana technologia Clear Voice działa i to jest również na plus.

Tryb Transparency

Tryb Transparency w Nothing Ear (1) to jeden z faktycznie lepszych, z jakimi miałem do czynienia. Korzystając z Elite 75t czy 65t od Jabra miałem niekiedy problem z usłyszeniem co mówi do mnie pani kasjerka w sklepie i często albo pytałem, albo musiałem wyciągnąć jedną słuchawkę z ucha. Tryb HearThrough (bo tak się nazywa opcja u Jabry) jest aplikowany w specyficzny sposób i brzmi bardzo sztucznie. Również obecny u mnie model Elite 3 (czy testowany przez kolegę z redakcji model Elite 7 Pro) dzielą ten problem. W Nothing mam wrażenie, jakoby Tryb Transparency był tylko nieco gorszy od tego dostępnego w AirPods’ach. Dźwięk jest wyraźny, a przede wszystkim naturalny. Można powiedzieć, że słyszymy otoczenie tak, jakbyśmy nie mieli nic w uszach.

Redukcja szumów

Nothing Ear (1) oferują aktywną redukcję szumów, czyli ANC (Active Noice Cancellation). Występuje ono w dwóch wersjach — Light oraz Maximum (z czego Light został dodany w celu „jestem, bo jestem” i tyle go widział). Z tą funkcją jest dosyć dziwna sprawa. W momencie, gdy słuchamy muzyki na głośności ok. 70%+ ANC lubi świrować i często samo z siebie się wyłącza — pomimo iż funkcja jest aktywna, to ANC po prostu nie działa. Po prostu zero null. Natomiast gdy głośność stoi w okolicach 50~70% to oprócz pasywnego wygłuszenia wynikającego z działania przetworników, działało również ANC, jednak nie zmienia to faktu, że tryb raz działa raz nie i to nie jest problem pojedynczego modelu. Kiedy nie działa, to jesteśmy bez problemu w stanie usłyszeć otoczenie (co prawda w mniejszym stopniu, jednak dalej), ale zaś kiedy łaskawie ANC zacznie działać, to jest nieco ciszej. Oczywiście Nothing daleko do ANC znanego z AirPods Pro, to działa ono sprawniej od redukcji szumów Jabra. Wyższe częstotliwości (piski czy żeński wokal) często jesteśmy w stanie delikatnie usłyszeć, natomiast niższe częstotliwości są już dobrze tłumione i jadąc komunikacją miejską ciężko mi usłyszeć coś innego niż muzykę.

Brzmienie

Z jednej strony Nothing Ear (1) oferują lekkie podbicie sub-basu, z drugiej jednak reszta jest nieco bardziej wycofana. Średnica ma dziwnie wycofane pasmo w jej środku, które ciągnie się aż do trebli. W treblach natomiast problemem jest solidny peak, który potrafi zakuć w uszy (jednak nie jest on tak wrażliwy, jak w Galaxy Buds 2). Dla osób, które nie lubią takiego „bicia” górnego pasma, mogą się z nimi nie polubić.

Hip-hopowe oraz rapowe kawałki potrafią fajnie uderzyć basem. Tutaj widać przewagę właśnie tego podbicia sub-basu. Phonku czy muzyki elektronicznej również słucha się przyjemnie, przetworniki potrafią rozruszać bębenki i przyprawić o dreszcze, ale często miałem wrażenie, jakby te same bębenki, miały zaraz wylecieć w powietrze, dostając przykładowo elektrycznymi gitarami. To jednak jeszcze nie jest to. Górna część średnicy jest wycofana, przez co żeński wokal słychać nieco gorzej niż ten męski, jednak przez to również nie jest on na tyle cichy, aby go nie wyróżnić z całej reszty. Ten produkt uświadomił mnie, że słuchanie na 100% nie ma większego sensu. Z detalami była zupełnie inna kwestia, tutaj akurat miałem wrażenie pełnego i wyrazistego dźwięku, co zdziwiło mnie przy słuchawkach za takie pieniądze (a o tym będzie w podsumowaniu). Scena w słuchawkach bezprzewodowych nigdy nie należała do za szerokich, jednak od pewnego czasu producenci biorą się i za ten element. Tutaj scena jest… w porządku? Nie jest ona co prawda tak szeroka, jak w produktach Chi-Fi, jednak również nie należy do tych węższych. Mógłbym powiedzieć, że jest jak na słuchawki bezprzewodowe oraz tę półkę cenową jest przyzwoicie. Same słuchawki brzmią przyjemnie i pomimo tego dziwnego podbicia w górze reszta jest w miarę przyzwoita i są to jedne z moim zdaniem lepszych słuchawek w tej kwestii.

Nothing Ear (1) - wykres
Frequency Response Graph autorstwa rtings

Podsumowanie Nothing Ear (1) ANC

Zatem dla kogo są Nothing Ear (1) ANC? To przede wszystkim słuchawki, które mają się wyróżniać nietuzinkowym designem – nie często spotyka się transparentne produkty. Jakość dźwięku została raczej postawiona na drugi tor, ale nie jest tak tragiczna. Jak na nowo powstały produkt jest przyzwoicie. ANC jak za tę cenę mogłoby być nieco lepsze, tak samo materiał, z którego są wykonane słuchawki i etui. Nie zapominajmy o również o aplikacji, która nie oszukujmy się – w kwestii funkcji nie jest za bardzo rozbudowana.

źródło: Carl Pei on Twitter

No dobrze, ale w jakiej cenie to wszystko? Cóż… obecnie słuchawki wystrzeliły z ceną do 599~699 zł za sprawą niedawnej premiery Ear (stick). Nie wiem, dlaczego Carl Pei stwierdził, że podniesienie ceny starego produktu będzie dobrym pomysłem. Fakt, wg. informacji, które udzielił na swoim Twitterze, produkt sprzedał się w blisko 600 tys. egzemplarzach, dostał ok. 15 aktualizacji firmware’u oraz software’u – a w tym „tuningu” (chociaż zmian oprócz nieco większej stabilności nie widać). Natomiast dział, który odpowiadał za projekt, powiększył się z 3 do ponad 180 osób to i tak nie usprawiedliwia tego procederu, gdzie wg. pierwszych recenzji Ear (stick) brzmią o wiele gorzej od Ne1, więc tym bardziej jest to „strzała w kolano” dla firmy z Londynu.

Moim zdaniem Nothing Ear (1) można jak najbardziej kupić, bo produkt pomimo wad jest przyjemny w odbiorze i oferuje dobre brzmienie, jednak nie za obecną kwotę. Najlepsze promocje sięgały do 299~349 zł i to jest cena adekwatna do oferowanego brzmienia i funkcji. Drożej? Jeszcze za te 399 zastanawiałbym się nad ich zakupem, ale teraz? Niestety tylko używane.

Rekomendacja EnvyTech
Nothing Ear (1) ANC - obrazek wyróżniający
Ocena końcowa
3.5
Jakość wykonania 4.0
Komfort użytkowania 4.5
Aplikacja 3.0
Aktywna redukcja szumów (ANC) 3.0
Brzmienie 3.0
Udostępnij ten artykuł
przez Damian Gola
Czołem, jestem Damian, szerzej znany jako Hinis. Interesuję się elektroniką, głównie peryferiami komputerowymi. Najczęściej zdarza mi się testować produkty z kategorii "Audio", bo to na nich znam się najlepiej. Czas wolny spędzam na słuchaniu muzyki podczas ogrywania tytułów RPG.
Napisz komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *